wtorek, 8 stycznia 2013

Potwory spod wyra

W nocy, kiedy mój potomek miał wyjebane na spanie, kolejny raz opadając na łóżko, po podróży na hasło " babu dyda", wystawiłam nogę spod koldry. Ta oto noga wylazła poza ramę łoża i wtedy pojawiła się myśl, że już się nie boję, że mnie złapie COŚ za nogę. Potwór, czyjaś lodowata ręka. Kiedyś bałam się tego za każdym razem, kiedy wystawiałam girę poza wersalkę...tak u rodziców była wersalka. Kocham ją, chociaż już nie żyje:)
Bałam się też końca świata, komety Halley'a. Myślałam w nocy, co zabrałabym, kiedy trzeba by się ewakuować. Zawsze to były rzeczy posiadające wartość emocjonalną. Nigdy praktyczną. Zegarek z misiem na beczce od taty, finka od dziadka, jasiek od babci...Zawsze też planowałam jak z nimi się spotkać w jednym miejscu, żeby umierać albo przeżyć razem.
Tej nocy uświadomiłam sobie, że nie boję się potworów spod łóżka. Zaczęłam się zastanawiać, czego boją się moje Bachory. Koniec świata miał być i nie było. Czy to znaczy, że znowu kolejna cząstka dziecka odeszła bezpowrotnie...?

2 komentarze:

  1. Na pewno zramolałaś skoro rodzisz takie wpisy;))))
    eM

    OdpowiedzUsuń
  2. Won do piekła kurwo wściekła. Ups! Przecież na moim blogasku nie ma przekleństw!

    OdpowiedzUsuń