niedziela, 22 kwietnia 2012

NA POCZĄTKU BYŁ CHAOS.

Wreszcie jest! Pierwsze podejście zakończyło się fiaskiem.Zalogowana zasiadłam oczywiście do najważniejszego zadania czyli wygląd mojego najnowszego dziecka. Facet pewnie by to załatwił w 15min ale ten gatunek tak już ma.Wszystsko, co istotne dla nas kobiet, oni robią w kwadrans. Wracając do sedna...Szablon,tło,czcionki,kolory,ustawienia,rozłożenie,pròba jak wygląda blog.No i jak? Oczywiście brak satysfakcji.Nie wolno się zniechęcać.Jeszcze raz.Dupa! Matko, czy jestem aż tak ułomna? Przecież to tylko założenie bloga. Wszystko jest podane na tacy. Doszłam szybko do wniosku, że wygląd to nie wszystko. Piszę! Przecież o to chodzi, a resztę dopracuję z czasem. Myśli w głowie tyle, że przypomina ona moskiewskie metro. Co z tego!!! Nowiuteńki israd, z ktòrym jeszcze nie zdążyłam się zakumplować stwierdził, że w moim pierwszym wpisie nie będzie wstawiał polskich znaków. Wzięłam głęboki oddech i, co męcząco typowe, nie poddawałam się. Klikałam, wciskałam, a ą,ę,ć i im podobne nie chciały za nic się pojawić. W efekcie końcowym odpuściłam i obublikowałam post bez tych cholernych znaków diakrytycznych. Nie była bym sobą, gdybym nie sprawdziła raz jeszcze, jak to wszystko wygląda. Nie, przecież nie można tak pisać. Wiem, że z naszym wypisywniem się jest co raz gorzej ale przez twòr z nadgryzionym jabłkiem nie muszę uczestniczyć w tym procederze. Skasowałam. Znowu świadomość,że zaczęłam coś i nie kontynuuję. To miało być coś dla mnie. Coś, co może pomoże 30-latce,z dwòjką dzieci, po jednym rozwodzie, w związku-na szczęście-nieformalnym, tyrającą w kombinacie,z permanentną potrzebą misji, na nowo się odnaleźć w świecie braku satysfakcji. Zmotywowała mnie pewna znajoma singielka, szukająca męża na portalach randkowych. Jak zawsze potrzeba perfekcjonizmu wzięła górę... Jestem!