środa, 29 sierpnia 2012

A może urlop od korpo nad morzem?

 Człowiek w swojej naiwności, przez długie miesiące planuje sobie, układa w głowie te wyczekane 2 tygodnie urlopu. Pełnopłatnego, a jakże. O dobrodzieju od Kodeksu Pracy, dzięki za taką wielkoduszność,że po wielu miesiącach nieziemskiego zapierdolu mogę, a nawet muszę wypierdolić z łona Korpo Matki. Zamykam, z obłędem w oczach, różne sprawy z adnotacją asap,very important,priorytet,pilne,na wczoraj etc. Wiem, że nie odpocznę, jeśli będzie nade mną wisiał ciężar niezałatwionych spraw. Mądrzy i doświadczeni tego świata twierdzą, że człowiek uczy się na własnych błędach. Gówno prawda! Przecież każdy głupi wie, że nie da rady zrobić wszystkiego dla Korpo Matki i jej syna, a mojego szefa (mimo, że matka jest tylko jedna, a dziecko to jej największy skarb). 
 No i się wypełniło! Nie udało się "dowieźć" wszystkiego na czas, on time. Wiadomo, że ograniczona Jednostka M pomyślała sobie, że kilka pierwszych dni urlopu, to właśnie będzie ten czas, kiedy wreszcie wyjdzie z robotą na prostą. Co tam Bachory, Konkuba i próby regeneracji psychiki Jednostki. Liczy się przecież "prawdziwa odpowiedzialność", "właściwy mindset", "nastawienie na wynik", "positive attitude", target. 
 Dzień pierwszy urlopiska.
Z lekkim, no może nawet trochę większym, niepokojem otworzyłam, ślepia już ok.7. Czułam, że mnie trzęsie. Chore poczucie straty czasu. Spojrzałam w jego stronę. Jest! Leży spokojnie. Wzięłam go szybko w swoje dłonie i już zaczęłam czuć się z sekundy na sekundę coraz lepiej. Już nie traciłam czasu na bezczynne leżenie. Już czułam jego ciepło, bo przecież mój służbowy laptop ma zepsuty wiatrakami i grzeje jak jasna cholera. Z minuty na minutę wpadałam w coraz głębszy trans. Napierdzielałam w tę klawiaturkę jak ostatnia kretynka. Oczywiście Bachory i Konkuba wstały w między czasie. Jedwane! Po co wstały? Spać nie mogą? Wakacje,urlop mają! Oczywiście jak już się uaktywniło towarzystwo, to miało pretensje. Najstarsze, że przecież urlop mam i czego siedzę, że deadline na wyłączenie kompa trzeba ustalić. Kurwa!Dzień w dzień mam deadline'y i jeszcze na urlopie? Najmłodsze, w połowie pisania very important maila, chciało rownież pisać. Nie interesowała Bachora gitara, kable, ludziki ze Star Wars. Nic! Chciał pisać. Już! Konkuba, jebane maile, Bachor i jego darcie się w ramach wyrażania niezadowolenia, krzyki z okolic kuchni, że śniadanie i czy chcę jajko na miękko, kiedy zejdziemy i co ja tam wogóle robię. Nieodparte wrażenie, że oczy eksplodują... Zjadłam jajka na miękko. 
Dzień drugi ( j.w.)
Z pewną różnicą-wyjazd do Świno.Nie mogło być idealnie. Nawalił pracowy komp. Znowu poczucie, że nie wywiązałam się ze swoich obowiązków na poziomie akceptowanym przez moją żywicielkę. Zebraliśmy dupska. Wszystkie 4, w tym moją, lżejszą jeszcze wtedy o kilka kg. Szczęśliwa, że może komp i system do łączenia się z wielkim mózgiem Korpo i jej centrum dowodzenia, zadziała bliżej naszych, bardziej rozwiniętych technicznie, sąsiadów najeźdźców. I co? W połowie drogi olśnienie. Komp został w Szczeciniu. Fuck! Ja jebie! Panika. Chcę wracać! Tylko ja chcę!!! Konkuba wykłada na to, że przecież robota nie zrobiona, szef niezadowolniony, Matka zawiedziona. Patrząc się w dal, bezsilna, zreygnowana, czująca się nadal jak ostatni matoł, pojechałam w stronę promu. Szkoda, że nie do Szwecji, jak bohaterowie " 1000 mil do nieba", w poszukiwaniu lepszego życia i uciekając od poczucia winy. Chociaż...przecież tam też czekało na mnie lepsze życie. Przypominam Kilka Kilo Cięższa Dupa...;) cdn...