środa, 5 września 2012

Szkoła gadać

W związku z edukacją starszego Bachora w roku 12/13 jestem:
  • Lżejsza o jakieś 800 pln i licznik bije...
  • Bogatsza o rozważania, czemu czasami czujemy potrzebę zwierzania się innym osobom. 
Przecież nie powiem jeszcze dzieciakowie, że zanim znajdzie tę garstkę ludzi, którym będzie faktycznie mogła powierzyć swe tajemnice, pogadać o pierdołach, to  kilkoro z nich ją wychuja i będzie jej mega przykro. Ten temat jeszcze przede mną.
  • Zdumiona potężna głupotą rodziców innych bachorów.
Głupich nie sieją. Czym skorupka za młodu... Niedaleko pada jabłko od jabłoni. Sowa sokoła nie zrodzi.
Moje Bachory będą obcowały z potomkami tych idiotów, z którymi ja obcuję. Słaba perspektywa.  Najgorsze jest to, że dziaciaki niczemu nie są winne. Ot, już z klucza skazane na bycie głupio-mądrym ćwiokiem...znamy takich. Do szkół chadzamy. Innych rodziców słuchamy i mnie za każdym razem wkurw dopada i niedowład kończyn. Najgorsze to te, co im się wydaje, że ich dzieciary najlepsze, tylko system nie taki, a o tym trzeba głośno mówić. Z życia wzięte:

PANI WYCHOWAWCZYNI
Proszę państwa, musimy kupić cymbałki
PRZECIĘTNI RODZICE
Zbierzemy pieniądze i kupimy w jednym miejscu, żeby dzieci miały takie same.
NADRODZIC 1
Czy to mają być drewniane, czy plastikowe?
NANDRODZIC 2
Ja znam hurtownię, w której będą. Mogę to koordynować.
NADRODZIC 1
Czy tam będzie 30 sztuk? Jak nie będzie, to kto pierwszy dostanie? Moze już wtedy instrumenty bedą się od siebie różnić.
NADRODZIC 3
Może na Allegro?
NADRODZIC 1
No ale drewniane, czy plastikowe? Ja sprawdzę jakie są modele i wyślę do wszystkich maila.

I się zaczęło. Dostawałam kilkanaście maili z modelami cymbałków, adresami sklepów, ilością asortymentu na stanie, opiniami pozytywnymi, wyrazami niezadowolenia. Populacja Nadrodziców się zwiększała.Wiadomka. W necie wiele odważnych się znalazło i poczuło zew organizatorski. W wielkich bólach insyrumenty zostały zakupione, a Bachory zagrały na nich 2 ( słownie dwie) kolędy.
Ja jebie!!! Ae ale ...jaką pustkę musieli czuć Nadrodzice. Już w ich głowach zapewne rodziły się kolejne akcje. Jakoś trzeba żyć.




Jednostka Matka Wyrodna

  01.09.2012 ok.godziny 7 rano, Jednostka Matka opuściła swe, obciążone kredytem mieszkanie, uprzednio przygotowawszy poranny posiłek dla śpiącej, rozpoczynającej 4 klasę nieletniej. Pod pachę wzięła młodszego Bachora, laptopa, torbę bachorową, swoją rownież. Zamknęła za sobą pośpiesznie drzwi. Wsiadła do służbowego auta i odjechała celem porzucenie młodszego Bachora u opiekunki, bo do Korpo Matki Najświętszej się spieszyła. 
 Około godziny 8:00, wciąż przebywając w samochodzie Jednostka, odebrała telefon od zapłakanej Pierworodnej, która rozgoryczenia nie kryła i oznajmiła, iż została sama i także sama do szkoły na uroczystości ma się udać. Matka poruszona zajściem, zawróciła czym prędzej z drogi do piekła. Znów znalazła się w obciążonych hipoteką domostwie. Przygotowała dziecię do wyjścia i ruszyła w stronę szkoły podstawowej, przeludnionej do granic możliwości. U boku Latorośli zadowolona, bo nie sama w tym dniu. Po drodze do placówki edukacyjnej wylała jedynie z siebie resztkę żółci mówiąc, że jedynie w pierwszej klasie byliśmy na rozpoczęciu i zakończeniu, a tak to w pracy, a ona sama...Wyrodna Jednostka poczuła się jeszcze bardziej wyrodna....

niedziela, 2 września 2012

Początek szoku szkolnego

Jeszcze czuję na sobie smród hipermarketu Auchan. Swoją drogą, to bardzo ciekawe,że z jednej strony sieci handlowe wykorzystują najróżniejsze triki, żeby przyciągnąć klientów, sprytnie ustawionymi produktami na półkach, bazując na najnowszych badaniach konsumenckich, trendach rynkowych i tej całej bablaninie, a podczas zakupów człowiek zastanawia się jak się nie porzygać. Przez ok. godzinę hipermarket funduje, zupełnie za darmo, woń rozlanego miesiąc temu, mleka w strefie lodówek. Wali szmatą w okolicy owoców i warzyw. W całym sklepie brakuje powietrza. Lampy podnoszą temperaturę o kilkanaście stopni i dają takie światło, które powoduje u mnie migrenę. Nie! Zwyczajne napierdalanie głowy i nudności. I ci ludzie dookoła, którzy być może są tak samo otumanieni jak ja, albo zwyczajnie czują wewnętrzną szczęśliwość, że mogą w odświętnych, niedzielnych outfitach, spacerować wśród sklepowych półek i kupować całe kosze żarcia, może jakieś TV do sera, czy nieznędną opalarkę do pączków - 16 szt. za jedyne 5,99 zł i obijać się o mnie, przepychać przy półce, przejeżdżać koszykiem po nodze...!!! Niezmiennie wychodzę chora z takich przybytków rozkoszy.
Nic to. Najważniejsze, że starszy Bachor jest szczęśliwym posiadaczem ( w zasadzie, to posiadaczką):
  • Zeszytów w linie, w twardej okładce,  sztuk 4. Próbowałam, dobrych kilka minut. wyperswadować, że nie potrzebujemy 6 szt., bo 2 zeszyty są jeszcze w domu i, że zdecydowanie więcej zużyje zeszytów w kratkę. To był błąd! Przy zeszytach w kratkę, na szczęście przyjechało z nami sztuk 6, musiałam tłumaczyć, że z zeszłego roku zostało conajmniej 5 zeszytów i nie ma sensu zawalać biurka.
  • Długopisów nieścieralnych, a miały takowe być, bo w zeszłym roku przecież panna miała. Wykazała się wielką wyrozumiałością i logiką stwierdzjąc, iż mając korektor ( w taśmie i z gąbeczką, bo ona w buteleczce nie lubi ale ja wolę) nie potrzebuje wyżej wspomnianych materiałów piśmienniczych. 
  • Luzacko poszło z nożyczkami, papierem kolorowym, blokami rysunkowymi, technicznymi, gumkami do ścierania. Schody zaczęły się przy kleju. Sama się temu dziwię... Po tym jak już jęzor stanął mi kołem w gardle, a babsko z dupą wielkości drzwi gnieźnieńskich wjechało mi wózkiem w bok, w koszyku znalazł się klej w taśmie...???!!! i w tubie. Z tej bitwy wróciłam na tarczy. Nie starczyło mi siły na tłumaczenie, że po ostatnim sprzątaniu w bachorowym pokoju, znalazłam kilka sztyftów z klejem. No ale przecież te, które odkryłam, niczym archeolog (i tak też wyglądałam po skończonej robocie), są brudne i niegodne, żeby zawitały w szkole. 
  • Papierowe teczki sztuk 3. Najpierw były jednokolorowe ale jak tylko natrafiłyśmy na półkę z tymi w czachy, emo, monstery, szybko Bachor dokonał podmiany.
  • Piórników zero! Cholera! Perspektywa dalszych poszukiwań spowodowała atak paniki. 
  • Plecaków rownież brak! Ja jebie!!!
Wyprawa po brakujące elementy do sąsiedniej galeryji! Piórników dla odmiany był elementem negocjacji. Twardych negocjacji. Plecaki też obecne, a jakże. Małe, duże, jednokolorowe i wielo.  Jedne model zyskują naszą aprobatę, przy całkowitej dezaprobacie latorośli. Dyskurs o rozmiarach, kolorystyce, praktycznosci nie ma końca. Atmosfera się zagęszcza. Dziecię pierworodne nie odpuszcza. Pewność siebie i wiara we własne idee, to ważna cecha. Należy ją pielęgnować, rozwijać ale czemu do cholery kosztem moich nerwów. W sklepie nr 1 nie udało się. Następnie trafiliśmy do sklepu nr 2, a tu niespodzianka. Vis a vis sklep nr 3 i w nim prawdziwe objawienie wśród populacji plecaków. Znowu tylko dla nas. Dla Bachora zbyt czerwony, zbyt "górniczy", za dużo kieszonek, ona chce inny. Po 30minutach ostrych negocjacji, używania prośby i groźby, biegów między sklepem nr 3 i 2, w poszukiwaniu konsensusu, fochów, wysłania mms do babci z dwoma plecakami, które byly źrodłem konfliktu, a babcia  rzekomo wie zdecydowanie lepiej, który jest lepszy,  nabylismy plecak. Bachor wrzucił jeszcze portfel, który trzeba będzie napełnić. 
Pozbawiona resztek sił, udałam się do samochodu. Jeszcze tylko droga do domu...fuck! Nie kupiłam płynnu do czyszczenia pralki. Wali z niej jak w Auchan. Radość dziecka jednak bezcenna. Karta zapłaciła, co miała zapłacić. Jednostka przerażona. Silnie!!! Przedsmak! Byle do świąt...