czwartek, 3 maja 2012

(Popa)pranie.

Mój kosz z praniem żyje i ma niesamowitą zdolność mnożenia brudów. Nienawidzę go za to. Taszczę cholerę do łazienki. Mam wrażenie, że to się nigdy nie kończy. Dzień świstaka z praniem w tle. Wybebeszam te obrzydliwe brudy i zaczynam....czarne do czarnych, białe do białych, te do gotowania,tamte delikatne. Za każdym razem krew mnie zalewa. Wyjmuję z czeluści koszyska skarpety przewròcone na lewą stronę. Papierki w kieszeniach. Nadchodzą gacie!!! Za jakie grzechy przyszło mi babrać się w tych brudach. Cieżko mi jest w takich momentach wizualizować sobie, że to co czynię, to misja. Mam w głębokim poważaniu, że to kobiety robią od pokoleń, wieków i teraz to ja mam luksus, bo pralka i proszki, odplamiacze. Nie jestem wzorem Matki Polki Idealnej Urobionej Po Czubek Głowy. Kolejne sterty pną się do góry. Pakuję największą z nich do pralki. Ta też nie chce ze mną współpracować. Nie jest w stanie pomieścić jednej partii na raz. I ona ma czelność być rodzaju żeńskiego!? Każda babka przecież robi wszystko na 200%. Jeżeli pralka ma ładowność 5kg, to ja oczekuję, że pomieści no minimum 8kg. Czy jestem zbyt wymagająca? Zatrzaskuję drzwi automatu. Nierzadko nie udaje się to za pierwszym razem, ponieważ w międzyczasie młodszy wynik upojnego sexu naciska rożne przyciski, otwiera drzwiczki, wyciąga gacie. Ja myję mu ręce. On protestuje. Pózniej protestuje jeszcze bardziej, kiedy wyprowadzać delikwenta z łazienki. Start! Uffff. Pierze się. Łazienka tonie w brudnych ciuchach. Kolejney wsad za 1,5h. Wieczór kròtki. Zostaje jeszcze jedna sterta, a reszta z powrotem do kosza. Szkoda by zniweczyć swoją własną pracę, toteż przekładam kupy brudu powłoczkami, ścierkami aby przy następnym podejściu wyeliminować mozolnie proces segregacji. W ciagu standardowego tygodnia pracy tego się nie da przerobić. Najlepsze jest to, że wszyscy brudzą, a tylko ja piorę! WTF??? Z łazienki dobiega zlowieszcze pikanie. Koniec prania! Czas na rozwieszanie. Micha pod pachę i jazda do suszarki. Jezusie Nazarejski. Na suszarce wisi pranie. Wypełzło. Selekcja.Suche-składam, wilgotne-sprawdzam poziom wilgotności, mokre-bluźnię i wieszam znów. Znowu ja!!! Jeśli proszę o to innych domowników, odwalają taką lipę chyba tylko po to, żeby wiecej ich nie angażować. Gdybym stosowała ich technikę,mogłabym z czystym sumieniem przechylić miskę z mokrym praniem i wywalić wszystko na suszarkę. Zrobione. Druga część wypranej kupy wpakowana do pralki. Już nie włączę. Jest późno. Nie dam rady rozwiesić ani w nocy, ani rano. Porażka. Kolejny dzień nadchodzi, a wraz z nim kolejne gacie. Segregację spisuję na straty. Któregoś pięknego dnia w głównym wydaniu Faktów pojawi się informacja o kobiecie, która oszalała od nadmiaru prania. To będę ja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz